|
Prof. Janusz Filipiak, założyciel i prezes Comarch S.A.
Foto: Bartosz Siedlik
|
|
Rozmowa
Dariusza Wolaka z profesorem Januszem Filipiakiem, założycielem i prezesem Comarch S.A.
Dariusz Wolak, „Rzeczpospolita”: Czy w Polakach drzemie duch innowacyjności? Czy mogą u nas powstać technologie, które zrewolucjonizują świat?
Prof. Janusz Filipiak: Geny mamy dobre, więc wydaje się, że nie ma żadnych przeciwwskazań, abyśmy mogli stworzyć nową technologię na skalę globalną. Wszystko jednak, jak to zwykle bywa w naszym kraju, rozbija się o szczegóły.
Co ma pan na myśli?
W Polsce wszystko stoi na głowie. Świat idzie naprzód, a my ze swoją mentalnością, jeśli chodzi o wynalazczość, wciąż tkwimy w XIX wieku. We współczesnym świecie liczy się praca zespołowa. Pracując w pojedynkę, niczego się nie osiągnie. Dlatego, gdy ktoś myśli, że pojedynczy naukowiec czy informatyk, jak kiedyś Edison, wymyśli żarówkę, jest w błędzie.
Dlatego tak krytycznie oceniam to, co robi PARP wspólnie z Ministerstwem Rozwoju Regionalnego.
To instytucje urzędnicze, które działają całkowicie nieefektywnie.
Nie rozumieją współczesnego świata.
Znają teorię, ale nie mają pojęcia o praktyce.
Przygotowały ciekawy skądinąd konkurs wspierania rozwoju usług internetowych. Jednak wykluczyli z niego duże firmy. Chcą wesprzeć za to kilkaset małych podmiotów.
Według mnie jest to zwykłe topienie i marnotrawienie pieniędzy.
Co można dzisiaj zrobić za milion czy parę milionów złotych?
Odpowiedź jest prosta – niewiele lub zupełnie nic.
Żeby stworzyć coś przełomowego, trzeba zespołu ludzi, biura, zaplecza technologicznego i infrastruktury. To kosztuje dużo więcej niż parę milionów.
Dlaczego uważa pan, że małe zespoły nie są w stanie nic zrobić?
Na całym świecie setki tysięcy ludzi w nowoczesnych laboratoriach spędzają długie godziny nad wymyślaniem nowych produktów. Z nimi nie można konkurować, dysponując małym budżetem.
Dlatego innowacyjność produktowa jest taka trudna.
Na innowacyjność trzeba patrzeć zresztą zupełnie inaczej.
To długotrwały i wyjątkowo żmudny proces. Przebiega małymi kroczkami. To mozolne ulepszanie i poprawianie istniejących produktów i przebijanie się z nimi na rynek i do świadomości konsumentów.
Tego nie da się zrobić bez innowacyjności procesowej – ciągłego ulepszania, optymalizacji i lepszej organizacji procesów biznesowych w firmie.
Z pana wypowiedzi przebija pesymizm. Czy naprawdę jest tak źle?
Nie powiedziałem, że wszystko w Polsce jest złe, a Polacy niewiele potrafią. Wprost przeciwnie. Zgłaszają się do nas młodzi ludzie z bardzo ciekawymi pomysłami. Przyglądamy się im. Analizujemy.
Problem polega na tym, że nawet jeśli ktoś wymyśli coś fajnego, to bardzo trudno jest to sprzedać rynkowo.
Nie potrafimy – nie mam tu na myśli Comarchu – sprzedać naszych pomysłów.
Co z tego, że Gadu-Gadu wcale nie jest gorsze od Skype’a. Nie potrafiło jednak zaistnieć w szerokim świecie, bo na to potrzeba olbrzymich nakładów na promocję i marketing. I tu znowu wracamy do pieniędzy. Bez nich nie da się zrobić niczego wielkiego.
Dlatego, zamiast przepalać środki w setkach niewielkich przedsięwzięć, lepiej zdefiniować obszary rynku czy technologie i na nich skoncentrować całą uwagę, wysiłek i pieniądze.
Wtedy mamy szanse stworzenia czegoś przełomowego.
Skoro instytucje publiczne marnotrawią środki na badania i rozwój, może sektor komercyjny powinien wziąć na siebie ciężar finansowania innowacyjnych przedsięwzięć?
Nie wszystko, co robi administracja publiczna, jest chybione.
Podoba mi się pomysł tworzenia narodowych centrów badawczo-rozwojowych. Trzeba je jednak wzmocnić. Samo oddanie do użytku nowoczesnego biurowca i udostępnienie go naukowcom to zbyt mało. Podobnie ma się rzecz z inkubatorami technologicznymi.
Dobra koncepcja, ale w praktyce to tylko marnowanie potencjału i pieniędzy.
Wracając do pana pytania. Sektor komercyjny, nie mogąc liczyć na pomoc państwa, od dawna sam ponosi główny ciężar wydatków na tworzenie nowych technologii. W Comarchu od lat łożymy na ten cel grube dziesiątki milionów złotych. Mamy na koncie wiele produktów, które z powodzeniem konkurują z zagranicznymi, a często są od nich dużo lepsze. Nie mamy żadnych kompleksów w starciu z gigantami. Cały czas szukamy młodych zdolnych ludzi z otwartymi głowami. Przyznajemy co roku staże setkom studentów informatyki. Zatrudniamy potem wielu z nich. A jakie dostajemy wsparcie od państwa?
W zeszłym roku dotacja z PARP stanowiła zaledwie 1 proc. naszych wydatków na badania i rozwój.
To pokazuje skalę problemu.
Dariusz Wolak
„Rzeczpospolita”, 24.11.2009
http://www.rp.pl/artykul/396363_Swiat_idzie_naprzod__a_my_tkwi-my_w_XIX_wieku.html